Blue Monday — dzień ściemy, czy jednak coś ważnego?

Blue monday, dzień ściemy, czy jednak coś ważnego

Blue Monday — dzień ściemy, czy jednak coś ważnego?

 
Niebieski poniedziałek przypada na trzeci poniedziałek stycznia. Termin BLUE MONDAY został wprowadzony przez Cliffa Arnalla, brytyjskiego psychologa w 2004 roku, który twierdził, że to właśnie ten dzień, jest najbardziej depresyjnym dniem roku.

 

Wzór na najbardziej depresyjny dzień?

Cliff wyliczył ten dzień za pomocą matematycznego wzoru. We wzorze znalazły się niepoliczalne wartości tj. obecna pogoda, wynagrodzenie miesięczne, długi, miniony czas od Świąt Bożego Narodzenia, poziom aktualnej motywacji i poczucie konieczności podjęcia działań.

 

Oczywiście termin ten jest pseudonaukowy i nic dziwnego, że podważany przez ekspertów oraz wyśmiewany przez większość ludzi.

 

Wzór matematyczny jest zwykłą farsą, bo w terminach naukowych muszą znaleźć się wyłącznie wartości policzalne. Powyższe takie nie są. Nie jesteśmy w stanie wyliczyć prognoz jakości nasłonecznienia, poziomu zachmurzenia czy wartości spadku ciśnienia u wszystkich ludzi danego dnia.

 

Historie niebieskiego dnia

Powstało wiele historii na temat tego dnia. Mówi się, że powstał on na potrzeby PR-owe i reklamowe dla pewnej agencji, do czego przyznał się po latach sam twórca.
 
Chodzą też pogłoski, że niebieski poniedziałek miał być następcą marketingowym czarnego piątku.
Nazwa tego dnia to tylko nazwa jak każda inna. Mamy przecież dzień czekolady, dzień dziwaka, dzień bigosu, to dlaczego tak bardzo kłuje nas dzień depresyjny? 

 

Pseudonauka a fakty

Niebieski poniedziałek pomimo pseudonaukowej teorii powstania tego dnia uważam, że twórca zrobił kawał dobrej roboty!

 

  • Po pierwsze wprowadził dzień, jakich jest mnóstwo, a tylko ten zakorzenił się w naszych umysłach i trwa do dziś. Świetny case study w odniesieniu do budowy i kreacji marki.
  • Po drugie zwrócił uwagę na ważny problem, z jakim się zmagamy szczególnie dziś, a mianowicie — stany depresyjne.

 

Uważam to też za dobry przykład PR-u, wbrew wszelkim opiniom, który poruszył emocje i dotknął głębokich odczuć obiorców. Genialny PR to taki, który nie umiera i ten właśnie taki jest. Dziś niespotykane zjawisko.

Pomijając kwestie marketingowe i PR-owe, osobiście uważam, że Blue Monday jest potrzebnym dniem, wbrew wszystkim śmiechom i zdaniom na jego temat. Pozwala on przede wszystkim zwrócić uwagę właśnie na takie przygnębiające stany, które mogą prowadzić do depresji.

 
Taki niebieski poniedziałek przedsiębiorcy potrafią mieć w każdy poniedziałek roku, a nawet częściej…
 
Może jeszcze rok 2004, kiedy termin ten został wprowadzony, nie był tak depresyjnym rokiem, ale od tego czasu wiele się zmieniło, a skoro już ktoś taki dzień wprowadził to, dlaczego nie wykorzystać go do zrobienia jakiegoś dobra?
Niebieski poniedziałek to tylko symbol, ale dzięki niemu mamy okazję przyjrzeć się swoim stanom. Na co dzień jesteśmy zbyt zabiegani, mamy inne sprawy na głowie, nie myślimy o swoich stanach. Ten dzień możemy wykorzystać jako taki MOMENT STOP.

 

Niebieski termin a zwykły przypadek

Z własnych obserwacji i doświadczeń wiem, że właśnie trzeci tydzień stycznia jest idealnym tygodniem analizy rozpoczętych działań biznesowych nowego roku. Pozwala to na wprowadzenie bez żadnego uszczerbku na strategii wielu zmian. Warto ten okres wykorzystać. Może termin pseudonaukowy, ale myślę, że nie do końca tak przypadkowy…

 

Nadal aktywny w umysłach i promocji

Niby dziś nikt się nie przyznaje, większość się śmieje, każdy krzyczy, że to ściema, a wszyscy nadal wykorzystują ten dzień do działań promocyjnych i nie tylko.
 
 
Tak to już jest. Brak spójności w ocenie jest powszechna. Każdego ocena jest tylko oceną subiektywną. Również moja. To od Ciebie zależy czyja ocena z Tobą współgra.

 

Ja patrzę na ten dzień zupełnie inaczej, niż robi to większość. Widzę w tym dniu wiele dobrego, niezależnie od historii, jakie krążą na temat tego dnia. Dla mnie jest to dzień, który powinien być takim MOMENTEM, niebieskim punktem kontrolnym dla każdego. Nie tylko dziś.

Pomyśl jak by tak robić sobie „Niebieski Poniedziałek” każdego tygodnia i choć na moment przyglądać się swoim stanom. Czy życie prywatne i zawodowe nie miałoby się wtedy lepiej? Ja sądzę, że miałoby się znacznie lepiej.

Blue Monday jest dniem już zakorzenionym, z czego osobiście ogromnie się cieszę. Jest okazją, a nie wymówką do przyjrzenia się pewnym kwestiom w naszym życiu. Wykorzystajmy to!

 

Narzekamy, a nie przyjmujemy

Czytałam i słyszałam wielokrotnie: „Wszyscy tylko trąbią o markach, biznesach, kołczują, motywują, koloryzują, a nikt nie mówi, co się kryje pod tą sztuczną powłoką. Nikt nie mówi o zdrowiu psychicznym w biznesie, nikt nie ma odwagi dotykać tych tematów”.

Osobiście poruszam chętnie te kwestie, nawet jeśli są one dla wielu niewygodne.

Nie zawsze wszystko dobrze działa, nie zawsze wszystko jest tak, jak byśmy chcieli, grunt to przyjrzeć się temu, zaakceptować i wyciągnąć wnioski z takich sytuacji. Każda, nawet najgorsza sytuacja ma w sobie coś dobrego, trzeba nauczyć się to dostrzegać.

 
 
 

Trwa u mnie z okazji tego dnia PROMOCJA -30% na wszystkie moje niebieskie produkty w sklepie z kodem BLUE_JK >> SPRAWDŹ!

 

 

W ofercie promocyjnej znajdziesz m.in. moją książkę „10 przykazań skutecznej marki” w wersji elektronicznej oraz papierowej z dodatkami, e-booka „Marka pod lupą”, a także Kontrolnik skutecznej marki” i inne…

 

Książka 10 przykazań skutecznej marki 2   E-book marka pod lupą Judyta Kowalczyk   Kontrolnik skutecznej marki Judyta Kowalczyk

 

 

Jest to dobra okazja do zadbania o swój rozwój na wielu polach, z dbałością właśnie o zdrowie psychiczne, które często zaniedbujemy.

Podczas współpracy kładę mocny nacisk na działania jednotorowe, w rozwoju osobistym, marki i biznesu — łącząc je ze sprawnie sobą!
 

Zapraszam. 😉

 

 


 

Moją książkę kupisz >>TUTAJ!

Konsultacje ze mną zamówisz >> TUTAJ!

Podsumowanie mojego 2022 roku

Podsumowanie roku 2022 Judyta Kowalczyk Brand Maintainer

Podsumowanie mojego 2022 roku…

Ten rok zapowiadał się przeciętnym, a okazał się przełomowym rokiem w moim życiu. Nigdy nie planuj, jaki ma być Twój rok, bo może Cię zaskoczyć. ; )

W tym roku zadziało się wiele różnych sytuacji w moim życiu prywatnym i zawodowym, z dużą przewagą tych zdrowotnych… Część z nich totalnie przygniotła mnie do ziemi i trzymała za kark, zmuszając do wąchania piasku — jak w dobrym filmie akcji.

W tym roku zrobiłam ilościowo mniej, niż planowałam, ale w rezultacie zrobiłam znacznie więcej. To był intensywny rok, bardzo.

Nie podzielę się wszystkim, bo nie sposób, ale wymienię kilka rzeczy, które zrobiłam w tym mijającym roku 2022.

Z początkiem roku prowadziłam do oferty mentoring oraz swoje autorskie szkolenia i warsztaty. Później wydałam kilka produktów edukacyjno-rozwojowych dla właścicieli marek, które znajdziesz w moim sklepie. Udzieliłam kilku wywiadów, napisałam kilka dobrych artykułów eksperckich do znanych magazynów branżowych tj. PR Manager (znajdziesz więcej na moich profilach social media). Pojawiłam się na wielu wydarzeniach branżowych m.in. na Prosto o marketingu, a także targach i eventach. Poprowadziłam wiele konsultacji i spotkań indywidualnych oraz grupowych, akcji promocyjnych dla innych marek, a także projektów dla swoich Klientów o różnym charakterze i stopniu zaawansowania. Prowadziłam również regularnie swój podcast i bloga, co zamierzam kontynuować! Wskrzesiłam również moją grupę wsparcia dla właścicieli marek.

Po raz pierwszy w swoim życiu i wieloletniej, bogatej karierze zawodowej wystąpiłam podczas kilku dużych, flagowych wydarzeń branżowych jako ekspert, wygłaszając swoje prelekcje, zasiadając na panelach dyskusyjnych, a nawet prowadząc jedno z takich wydarzeń (o czym za chwilę).

Zostałam też jedną ze 100 twarzy marketingu w Polsce, wybraną spośród najlepszych ekspertów w tej dziedzinie i znalazłam się w prestiżowym rankingu.

Wygrałam kilka konkursów oraz dostałam wiele nominacji do nagród. I jeszcze trochę by się tego znalazło…

To tak w dużym skrócie, bo było tego oczywiście dużo więcej, nie jestem w stanie wszystkiego Ci opowiedzieć, bo musiałabym pisać ten wpis tydzień. : ) Wszystko, co wydarzyło się w tym roku, z pewnością pozostanie we mnie na długo i to dla mnie jest najważniejsze. Z Tobą dzielę się tylko skromnymi urywkami swojego życia — nie da się pokazać wszystkiego. Dziś dzielę się głównie tymi pozytywnymi urywkami, bo lubię skupiać się na pozytywnych aspektach w podsumowaniu, a z negatywnych wyciągać wnioski.

W tym miejscu muszę nadmienić, że ja też miewam te negatywne… Jak każdy. Jeśli ktoś Ci powie, że ma sielankę w życiu i odnosi same sukcesy, to wywal go za drzwi! Tylko social media tak wyglądają, powodując depresję u coraz młodszych ludzi. Życie tak zupełnie nie wygląda. W życiu są różne chwile, w takich samych proporcjach, po prostu od nas zależy, na których się skupiamy.

To nie jest tak, że ja zrobiłam w tym kiepsko zapowiadającym się roku trochę fajnych rzeczy (nie wszystkie swoje plany zrealizowałam), zawsze z wielkim uśmiechem na twarzy i nigdy nic nie bolało. Nie… Nie zawsze ten uśmiech był, czasem się chował i ciężko było go z powrotem przywołać. A boleć, bolało jak cholera, nie raz i nie dwa! Natomiast w życiu nie chodzi o to, aby się bez przerwy uśmiechać i aby nie bolało. W życiu chodzi o to, aby właśnie mimo gorszego czasu i bólu spojrzeć na pewne sprawy inaczej, a potem się nie poddawać, tylko iść przed siebie z podniesioną głową, trzymając się kurczowo swoich wartości.

Teraz opowiem Ci, dlaczego ten rok stał się przełomowym rokiem w moim życiu. Otóż stał się taki za sprawą odłożenia niebieskich rękawic i zaprzyjaźnieniem się z kilkoma moimi najgroźniejszymi gremlinami, które zostały mi zakodowane lata temu i które przez całe moje dotychczasowe życie nie pozwalały mi się rozwijać w pewnych sferach tego życia. Wymagało to mocnego przekroczenia swoich stalowych stref komfortu, co łatwe wcale nie było…

Moją największą strefą komfortu było wyjść na dużą scenę. Zawsze cholernie się tego bałam i mówiłam, że mogę zrobić wszystko — dosłownie, ale nigdy w życiu nie wyjdę na taką scenę, nie wezmę mikrofonu do rąk i nie zacznę przemawiać do takiej ilości ludzi. Jeszcze w latach szkolnych pamiętam, że wolałam zgłosić nieprzygotowanie, czy uciec z lekcji, aby tylko nie wstać do odpowiedzi, a co gorsza wyjść na środek sali i ustać przy tablicy wygłaszając referat. Dla mnie to było nie do przejścia, kiedy inni robili to na luzie i nie rozumieli mnie. Byłam zawsze osobą odważną, energiczną, otwartą, towarzyską i do wszystkiego pierwszą, ale to było dla mnie jak najgorsza kara…

Zawsze w takich sytuacjach modliłam się, aby jakaś ewakuacja była lub aby porwali mnie kosmici, ale abym tylko nie musiała niczego robić na forum. To było ode mnie silniejsze.

Pierwszą propozycję wyjścia na większą scenę otrzymałam jakieś 5 lat temu. Oczywiście, jak się domyślasz, bez zastanowienia odmówiłam. Potem jeszcze kilka razy mnie zapraszano, zaproszenia te rzecz jasna odmawiałam. Wiedziałam w końcu, że prędzej czy później ktoś mnie na tę scenę wepchnie, bo wraz z moim rozwojem zaczęły się zaproszenia na różne lajvy, wywiady, spotkania. Robiło się coraz poważniej, a ja bałam się tego, ale szłam dalej i uciągałam swoją strefę komfortu z rozrywającym wewnętrznym bólem coraz to mocniej, nie było mi wcale z tym wygodnie…

Zaczęłam pokazywać siebie coraz bardziej przez ostatnie lata. Nie często, ale jak już coś zrobiłam to konkretnie. W międzyczasie zaczęłam robić szkolenia dla moich Klientów, występowałam gościnnie na uczelniach wyższych, a także organizowałam swoje szkolenia. Co było dla mnie wielkim przełomem i zaczęło się małymi krokami rozwijać już w 2017 roku. W 2021 roku mój rozwój wystrzelił mocno w górę, wydałam w listopadzie swoją pierwszą książkę pt. „10 przykazań skutecznej marki” i zrobiłam wieczór autorski z hukiem. To był mój mini przełom, poczułam się delikatnie uwolniona, ale dalej coś mnie trzymało za szelki.

Po drodze cały czas już przebijałam strefę komfortu (małymi, ale przemyślanymi krokami), występując na różnych mniejszych wydarzeniach, ale coraz ważniejszych. Mimo tego, że szkolenia, zarówno te on-line, off-line, jak i hybrydowe prowadziłam już od kilku lat, to dla mnie osobiście szkolenia, warsztaty czy wystąpienia przed mniejszą publiką o innym profilu, to zupełnie coś innego, pod wieloma względami niż wystąpienia na dużych scenach, które rządzą się innymi prawami, a na dodatek są dla zupełnie innej publiki. A to właśnie pomimo wykonanej przeze mnie przez te lata olbrzymiej pracy nad mocnym uciąganiem swoich stref komfortu, bo jakby nie było, prowadząc szkolenia, udzielając wywiadów, występując jako gość — publicznie też występowałam, to jednak te DUŻE wystąpienia były na ten moment dla mnie czymś nie do przejścia.

Od września tego roku, czyli 2022, wszystko zaczęło się w tej materii zmieniać… Pierwsza połowa roku minęła, jak wspomniałam na początku tego wpisu nie zbyt kolorowo i problemowo. Potem wyjechałam na dłuższe wakacje, odpoczęłam sobie porządnie, odciążyłam niebieski mózg i wróciłam z zapałem do pracy. Wtedy złożyło się, że od razu dostałam propozycję wystąpienia na konferencji z czołowymi ekspertami. Miałam być jednym z 6 ekspertów podczas tej konferencji i wygłosić swoją prelekcję oraz zasiąść na panelu dyskusyjnym zamykającym konferencję. 

Zamarłam… Ciągle o tym myślałam, bo nie dawało mi to spokoju. Czułam, że chciałabym dla siebie samej spróbować, nie dla poklasku, nie dla PR-u (nigdy tego nie potrzebowałam i nigdy to nie było mi bliskie), a dla siebie, tak mocno wewnętrznie, aby przebić coś niemożliwego wtedy do przebicia.

W tamtym okresie robiąc badania na uczelni o konsumentach, z Panem Profesorem Arkadiuszem poruszyliśmy temat blokad konsumenckich. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę i w trakcie rozmowy wspomniałam o swoich blokadach oraz o propozycji, jaką dostałam. Pan Profesor dopytał mnie o kilka szczegółów, na które odpowiedziałam, po czym powiedział: „Pracuję tu przeszło 40 lat i nie znam nikogo, kto ma tak bogatą wiedzę zawodową i życiową w takim wieku oraz kto potrafi tak mądrze i z pasją o niej opowiadać. Nie brakuje Ci niczego, masz więcej niż większość, idź i to zrób, nie dla innych, a dla siebie — sprawdź się. Jeśli jest coś, co Cię korci, ale jednocześnie trzyma, to znaczy, że trzeba spróbować. Decyzję pozostawiam Tobie, ale chcę, abyś wiedziała, że jedynym sposobem, aby sprawdzić, czy coś jest Dla Ciebie, jest po prostu to sprawdzić…” . Uśmiechnął się po tym i wyszedł. Tak po prostu.

Zapamiętałam te słowa, bo bardzo tego człowieka szanuję i uwielbiam go słuchać, zawsze ma głęboki przekaz w swoich wypowiedziach, poza tym świetnie się z nim pracuje.

No i wtedy, po tych słowach, coś we mnie konkretnie pękło…

Dotarło w jednej chwili do mnie, ile ja straciłam szans na rozwój przez te blokady wewnętrzne, których za nic w świecie nie mogłam przebić (przynajmniej wtedy tak jeszcze myślałam). Podchodziłam do nich z różnych stron, na różne sposoby, wymyślając inne podejścia. Bezskutecznie. To trwało latami. : /

Po powrocie do domu odpisałam na e-maila bez żadnego zastanowienia: „Tak, z przyjemnością wystąpię podczas konferencji. : ) Czekam na szczegóły”.

I ZROBIŁAM TO!

Oczywiście jak na złość miałam przygody, bo były komplikacje techniczne, a ja byłam pierwsza na agendzie, Podczas mojego wystąpienia nagle okazało się, że mój mikrofon nie działał (nie było słychać), pilot od prezentacji też nie, kamera mnie ucinała. Wszystko było totalnie nie tak… Stresowałam się, co było z pewnością słychać i widać. Musiało, bo czułam to na sobie. Jednak nie wybiegłam ze sceny z płaczem, a zostałam tam twardo, dokańczając swoją robotę.

Mimo wszystko cieszyłam się tą chwilą, bo przecież to był mój test życia, a ponadto czułam, że to jest moje miejsce! Miałam świadomość tego, co poszło nie tak, zarówno z mojej winy, jak i winy technikaliów, ale to nie pozwoliło mi się zatrzymać. Ja nie byłam z siebie wtedy zadowolona (ogromnie dużo od siebie wymagam, zawsze i tak już mam), natomiast przyznam, że opinie dostałam bardzo dobre, a kilka osób stwierdziło nawet, że chciałoby mnie oglądać i słuchać na każdej kolejnej konferencji… Beczałam, jak to czytałam. To dodało mi większego wiatru w moje niebieskie skrzydła i poleciałam stopniowo wyżej.

Być może po takim problematycznym pierwszym razie większość drugiego razu by już nie miała… Ja miałam, bo wzięłam to za rogi, analizowałam dniami i nocami przez kilka tygodni, popłakałam, pogryzłam paznokcie, poprzeklinałam, ale wróciłam lepsza i jeszcze silniejsza.

Za kilka dni dostałam zaproszenie, aby wystąpić ze swoim autorskim PowerSpeechem dla 100 menadżerów podczas ważnego eventu. Potem kolejne podobne. W międzyczasie otrzymywałam zaproszenia, aby wystąpić na różnych wydarzeniach, jako gość specjalny. Wzięłam wówczas 3 z propozycji, które poczułam mocniej i zabrałam się za solidną robotę. Zaczęłam chodzić na lekcje z wystąpień publicznych, aby być lepszą w tym, co wiedziałam już, że jest moje. Cisnęłam. Mojemu nauczycielowi powiedziałam podczas pierwszego spotkania: „Zapłacę, ile trzeba, ale proszę pomóc mi, abym w miesiąc była, choć 10% lepsza na scenie niż dziś”. Tak byłam zdeterminowana. 

Podczas tego miesiąca intensywnie pracowaliśmy, właściwie to głównie ja sama, bo to ja musiałam zrobić najwięcej, w końcu chodziło o mnie w tym wszystkim. Mój nauczyciel stwierdził po 5 lekcji, że jestem wybitną uczennicą i zażartował, że nie ma już mnie czego uczyć, skoro po 2 tygodniach przygotowałam sama autorskiego i naprawdę dobrego PowerSpeecha, zaprezentowałam go merytorycznie i scenicznie na wysokim poziomie. Nie czułam się jeszcze wymiataczką sceniczną, ale wiedziałam, że to takie autentycznie moje… Żyję tym, robię to z wielkim sercem, za każdym razem wchodząc na scenę.

Ciągnęłam to dalej… Sama prosiłam nauczyciela, aby dawał mi coraz trudniejsze wyzwania, dopytywałam, chciałam chłonąć więcej i więcej. Pracowałam również dużo sama, poza lekcjami, analizując swoje wystąpienia i zastanawiając się, co mogłabym zrobić lepiej, a co zrobiłam z przesadą i warto tego zrobić mniej.

Nadszedł październik 2022 i czas umówionych wystąpień, które były bardzo blisko czasowo obok siebie — poszły mi wszystkie 3 naprawdę dobrze, o czym świadczyły też opinie uczestników oraz organizatorów tuż po wystąpieniach. A także wiadomości z podziękowaniami i gratulacjami w kolejnych dniach. W taki sposób to zaczęło u mnie wchodzić na wyższy poziom…

Dokładnie miesiąc później, w listopadzie 2022 zostałam zaproszona na kolejną konferencję, tym razem na zupełnie inną scenę, gdzie nie tylko miałam wygłosić prelekcję, ale też zasiąść na panelu dyskusyjnym i wystąpić z PowerSpeechem, a co gorsza… do tego poprowadzić całą imprezę! To był kosmos. Jednak z ugiętymi, jak wata nogami, drżącymi powiekami i zadziornym uśmiechem przyjęłam propozycję. Nie spałam praktycznie te dwa miesiące, byłam zmęczona, zestresowana i trochę też ćwiczyłam — zależało mi bardzo. Stresowałam się z dnia na dzień to bardziej, im bliżej, tym bardziej, a kiedy nastał ten dzień, wszystko uszło ze mnie.

Zrobiłam to, lepiej niż wtedy i lepiej niż sama od siebie oczekiwałam. Poczułam się wtedy wolna w 100%. Powiedziałam, schodząc ze sceny na ucho do mojego przyjaciela: „Teraz mam przerąbane, ale sama tego chciałam. Nie mam już stref komfortu, a to jest już niebezpieczne…”. Mój przyjaciel poklepał mnie tylko po ramieniu z uśmiechem na twarzy, tym samym okazując, że jest dumny ze mnie i wykonanej przeze mnie ciężkiej pracy. Odeszłam nieco dalej, poczułam, jak schodzi ze mnie powietrze, a świat wokół mnie zwalnia, wtedy samoistnie uśmiechnęłam się tak szeroko, że gdybym miała wybielone zęby, to jest szansa, że ich blask mógłby wybić wszystkie okna. : D

Wierzę i czuję, że wielkie rzeczy jeszcze przede mną, a występy na dużych scenach, przed dużą publiką to dopiero moje początki. Będę stawała się jeszcze lepsza, z każdym następnym wystąpieniem i będę szła po więcej — tego jestem pewna. Już mam ciekawe plany z tym związane na 2023 rok, o czym niedługo.

Dziś jestem sobie wdzięczna, że się nie poddałam, nie uciekłam, nie schowałam się. Dzięki temu dziś czuję się nareszcie wolna… : )

Zawodowo kończę ten 2022 rok z flagą „Zrobiłam dużo więcej, niż chciałam, bo miałam odwagę i samozaparcie do wychodzenia ze stref komfortu”, a wchodzę w rok 2023 z flagą „Nie mam już stref komfortu, więc mogę wszystko!”

Z ciekawością idę po więcej, celebrując dumnie swoje sukcesy i porażki — z naciskiem na celebrację porażek, bo to one przyczyniły się do tego, kim dziś jestem i w jakim miejscu się znajduję.

DOBREGO ROKU 2023! : )

 

 


Nie masz jeszcze mojej książki? To jest najlepszy moment na jej zakup. 🙂

Zachęcam Cię do zakupu mojej książki, którą pokochali czytelnicy oraz eksperci z branży!

Książkę znajdziesz w 3 opcjach TUTAJ.

 

 


Potrzebujesz wsparcia w działaniach swojej marki?

UMÓW SIĘ NA KONSULTACJĘ INDYWIDUALNĄ